Historia kryminalna mojej rodziny

To opowiadanie z konkursu w 2014 roku. Niestety nie pamiętam kto zorganizował konkurs, ale pamiętam zasady :)

Zasady:
-objętość do 3 stron
-historia zamknięta
- temat: historia kryminalna mojej rodziny


Monika Fudali
Historia kryminalna mojej rodziny

Wycierając okrwawione dłonie o świeży ręcznik, nie czułam żalu na myśl o jego ponownym praniu. Nie tym razem. Powód wcale niebłahy, leżał w moim przedpokoju. Stygnące ciało mojego byłego męża.
Popatrzyłam na zaczerwienione palce, które przed kilkoma minutami zadały cztery precyzyjne ciosy w jego klatkę piersiową i jeden precyzyjny tuż przy jabłku Adama. Wzięłam szczotkę oraz mydło, i bez pośpiechu zaczęłam szorować wierzch dłoni. Krwawe kręgi malowały się pod paznokciami niczym ironiczne uśmiechy. Gdy skończyłam, używając innego ręcznika, wytarłam wodę i wróciłam do przedpokoju. Oczywiście były mąż wciąż tam był. Wyglądało na to, że nigdzie się nie wybiera, co kolidowało z wyrokiem sądu o nie przekraczaniu progu mojego mieszkania.
Zrobiła się niemała kałuża, która miarowo brnęła w stronę komody i półki na buty. Wróciłam ze szmatą i ułożyłam ją wzdłuż szpary. Wyciągnęłam papierosa i wyszłam na balkon.
Pierwsze pociągnięcie nikotyny oczyściło mi umysł. No tak, zabiłam byłego męża. Drugi pocałunek filtra uruchomił machinę przyczynowo - skutkową. Nie mogę go tam zostawić, choć pewnie dzieci ucieszyłyby się że przyszedł to efekt zaskoczenia skutkowałby wieloletnią traumą. Trzecie zaciągnięcie, przypomniało mi pewne przysłowie: Przyjaciel to ten, komu powiesz, że zabiłeś człowieka, a on zapyta gdzie go zakopiemy. Sięgnęłam po telefon i niewiele myśląc połączyłam się z numerem młodszej siostry.
***
Siedziałam w kuchni, gdy ktoś cicho zastukał w drzwi. Pobiegłam otworzyć. Sabina prześlizgnęła się przez niewielką szparę, którą udało mi się zrobić po odsunięciu nóg mojego byłego męża. Popatrzyła mi w oczy z zaciętym wyrazem twarzy i dopiero po chwili zerknęła na ciało. Zbladła oraz głośno wciągnęła powietrze. Jednak zachowała zimną krew i nie krzyknęła  czy zemdlała. Trochę dygocząc obeszła go i pociągnęła mnie na bok. Odezwała się konspiracyjnym szeptem, jakby przypadkiem nieboszczyk mógł nas podsłuchać i komuś powiedzieć:
- Gdzie go zakopiemy?
Uśmiechnęłam się mimo woli.
- Nie myślałam nad tym.
Zastanawiała się intensywnie, po czym sięgnęła po komórkę i wybrała numer. Rozmawiała w kuchni, a ja na niego patrzyłam. Co ciekawe, widok ten nie napawał mnie obrzydzeniem. Raczej swego rodzaju satysfakcją wymieszaną z odrobiną złości. Nawet po śmierci przysparza mi kłopotów. Fakt, sprawcą problemu którym się stał, byłam ja sama, ale on zmusił mnie do zadania ciosu. Mógł się nie pchać z buciorami, to by się nie nadział na ostrze.
Siostra wróciła i chyba już oswoiła się z obecną sytuacją, bo zwłoki obrzuciła beznamiętnym wzrokiem, mówiąc:
- Karol już jedzie. Załatwi łopaty. Zawieziemy go na jego działkę. W końcu buduje dom i ma tam wszystko rozkopane. Nikt nie zauważy naruszonej ziemi przy jabłoniach.
Zamrugałam zaskoczona na wzmiankę o naszym bracie.
- Czy coś jeszcze mówił? – zapytałam.
- Czy mamy go w co zawinąć. Powiedziałam, że coś skombinujemy – otaksowała go wzorkiem. – Czy ty przypadkiem nie masz jeszcze tego starego dywanu po babci?

***  

Były-martwy-mąż okazał się cięższy niż przypuszczałam. Zawinęłyśmy go wspólnie w pocięte worki na śmieci i z trudem umieściłyśmy w środku zjedzonego przez czas i mole babcinego dywanu, niczym nadzienie rolady. Wystawiłyśmy go na korytarz i wzięłyśmy się za zmywanie krwi. W tym czasie przyjechał Karol. Zamykając za sobą drzwi szepnął poddenerwowany:
- Tylko mi nie mówcie, że ten dywan to jest to, co ja myślę.
- No tak, a co?
- A co jak się przewróci lub coś wypłynie? – zerknął na czerwoną wodę w misce.
Sabina machnęła ręką i odezwała się tonem znawcy, dla którego jest to chleb powszedni:
- Zabezpieczony i przywiązany na amen. Sardynka w puszce ma więcej szans na ucieczkę niż on.
- Dobra, Sabina jedziesz ze mną, a ty skończ tutaj – zwrócił się do mnie. – Dzieciaki zaraz wrócą ze szkoły, lepiej byś tu była, poradzimy sobie.
- Jesteś pewien? – zapytałam. – Sporo kopania, ten dywan ma z trzy metry, plus szerokość.
- Spoko, Renata pomoże.
- Renata wie? – zapytałyśmy obie chórem. Narzeczona brata wciągnięta w całą sprawę, tego jeszcze brakowało.
- No wie, wie. Usłyszała naszą rozmowę, to ją wtajemniczyłem, już jest na miejscu i kopie.
- I co ona na to? – zapytałam niepewnie.
- Od razu zapytała gdzie go zakopiemy, zresztą nigdy go nie lubiła.

***

Pomogłam im znieść roladę-dywanową-z-nadzieniem-martwego-byłego-męża do samochodu i wróciłam do pastowania podłogi w przedpokoju. Następie uprałam szkarłatny ręcznik. Kto by pomyślał, że rada mamy przyda mi się w celu zacierania śladów: Krew najlepiej schodzi w letniej lub zimnej wodzie. Po skończeniu usiadłam przy kubku mocnej pachnącej kawy i oswajałam się z myślą, że w tym momencie brat, siostra oraz bratowa kopią dół cztery na dwa przy jakiejś jabłonce.
Godzinę później dzieci wróciły do domu, odrobiłam z nimi lekcje, zjedliśmy wspólnie kolację. Poszli do swoich zabaw, a ja zajęłam się sprzątaniem. Nadchodził wieczór, tak więc wysłałam dzieciaki do łóżka, a sama z czystymi włosami zatopiłam się w lekturze nowo kupionej książki.
W pewnym momencie usłyszałam piknięcie wiadomości w telefonie komórkowym. Zerknęłam na wyświetlacz. Serce zabiło mi mocniej. Brat wysłał mi MMS-a. Zdjęcie przedstawiało oświetloną słabą latarką ziemię. W rogu widać było część pnia jakiegoś drzewa, a po drugiej stronie tył blaszanego garażu brata.
Wiadomość brzmiała: Wisisz nam piwo ;)
Uśmiechnęłam się do siebie. Kochana rodzina. Kryminalna, ale rodzina.


Koniec